Noworoczny Bieg w Bielsku Podlaskim mamy już za sobą. Zdecydowałem się na start w ostatniej chwili. Dowiedziałem się o nim zupełnie przypadkiem od koleżanki. Po wcześniejszym sprawdzeniu kalendarza biegów, z braku innych imprez w tym dniu, błyskawicznie dokonałem rejestracji.
Warto jest podejmować wyzwania na rubieżach, by poznać regionalne zwyczaje i podejście organizatorów do realizowanych przedsięwzięć.
Wybierając się na „dychę” nie stawiam przed sobą wygórowanych celów. Dopóki się mieszczę w 60 minutach jest dobrze. Tym razem przebiegłem dystans 10 km z czasem 00:55:38, totalny odlot. Mogło być lepiej, zawsze to mówię, choć znam swoje możliwości i bardziej z przekory tłumaczę sobie i innym, że wyszło jak wyszło, mogło być bez ogona….
Trasa dobra, obstawiona strażakami, także chyba nikt się nie zgubił. Na 3-cim (7-ym) kilometrze jakaś kobieta nadgorliwie zawodziła do mikrofonu. Przy drugim kółeczku liczyłem, że ochrypnie albo się zmęczy, ale niestety darła się jeszcze głośniej. Zamiast tej pani, powinni dać DJ-a, który dodałby energii i wiary w zwycięstwo. Ale to Bielsk nie Białystok, także za dużo wymagam.
Co przekreśliło moje dobre zdanie o biegu? Temat toalet! Jak dowiedzieliśmy się na linii startu pół godziny przed biegiem, są przygotowane dwa miejsca z toaletami, w Biurze Zawodów na miejskiej pływalni ,,Wodnik” /ul. Kazimierzowska/ oraz w Muzeum znajdującym się przy starcie. Z tym, że przy pływalni toalety są darmowe, a w Muzeum płatne.
I tak teraz myślę: biegacze zapłacili za pakiety, przez 12 minut prowadzący wymieniał sponsorów, a na koniec poinformował o opłatach za możliwość skorzystania z toalety. Jakby nie można było postawić ToiToi-ja. Nikt nie idzie na start z portfelem pełnym pieniędzy, przynajmniej nie ja. Ilu więc biegaczy skorzystało z pobliskich krzaczków, drzewek w centrum miasta, to tajemnica poliszynela.
Druga uwaga to medale. Aluminiowe krążki (3.80 zł/kg na skupie) bez informacji czy się biegło na 5 czy na 10 km. Tak, uniwersalnie by się nie napracować i by było taniej.
Ok, za rok nie planuję udziału w kolejnej edycji Biegu Tura. Jeśli mam z pampersem przygotowywać się na bieg, to wolę poszukać alternatywnego startu o wyższych standardach gdzieś w kraju. Jest to zwykły bieg bez przyłożenia i zaangażowania się organizatorów. Aha, w pakiecie każdy dostał ręcznik. Tym bardziej jest to dziwny prezent, gdyż nie posiada żadnych nadruków świadczących o okoliczności jego wręczenia. Pewnie, któremuś ze sponsorów zbywało, więc postanowił je rozdać podczas imprezy.
Od razu z linii mety wsiadłem w samochód i co prędzej pojechałem do domu na pyszny obiad, który przygotowała mi żona.
VI Noworoczny Bieg Tura to Kompletna klapa!
Dodaj komentarz